Mocno pobladła, szczękała zębami, stała niczym skamieniała,
wyraźnie była w szoku. Nancy równie dobrze mogłaby ciągnąć głaz. Dobiegł je jakiś nowy odgłos, lecz żadna nie zwróciła na niego uwagi. - Chodź, no proszę cię, chodź - błagała Nancy, a Mary wreszcie otrząsnęła się na tyle, że dała się zaprowadzić w stronę lasu. Jeremy'emu wróciła przytomność, lecz z nią pojawił się rozsadzający ból głowy. Gdzieś obok toczyła się jakaś walka, Jeremy jednak nawet nie mógł otworzyć oczu, by sprawdzić, co się dzieje, słyszał tylko odgłosy jakiegoś zdeterminowanego zmagania. Kiedy coś upadło obok niego, zmusił się do otwarcia oczu i ujrzał dwóch ludzi rzucających się na siebie. Trzymaj oczy otwarte. Ignoruj ból. Pozbieraj się. Wstawaj. Przytrzymując się ściany, jakoś zdołał się podnieść. Gdy wreszcie się wyprostował, zrobiło mu się ciemno przed oczami, ogarnęły go mdłości, dlatego przez dłuższą chwilę nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Rozległ się łoskot, potem nagle zapadła cisza. Jeremy odwrócił się, wiedząc, że powinien czym prędzej uciekać, lecz potknął się i zachwiał. Ktoś szedł w jego kierunku. Jeremy krzyknął i RS 52 podniósł ręce w geście poddania, gdyż w tym momencie kompletnie nie był zdolny, by się bić, ledwie stał na nogach. Stój dalej, zakomenderował umysł, lecz ciało poddało się i kolana ugięły się pod Jeremym. Nancy szczęśliwie natrafiła na ścieżkę w lesie, a potem znalazła kępę drzew, która przynajmniej trochę zasłaniała je przed podmuchami zimnego wiatru i tam posadziła Mary, która nie mogła już iść dalej, gdyż poobijała sobie i poraniła bose stopy, praktycznie należałoby ją nieść. Dopiero gdy usiadły, do Nancy dotarło, co to za odgłos dobiega ją z dali od jakiegoś czasu. Policyjne syreny, dzięki Ci, Boże! Nawet w tych spowitych mgłą lasach ludzie mogli liczyć na pomoc. Policja znajdzie Jeremy'ego, będą uratowani. - Proszę pani? Zamarła ze strachu, gdyż głos dobiegł zza jej pleców. Nie mogła się odwrócić, chociaż w tym głębokim męskim głosie nie było nic przerażającego. Mimo to... - Proszę zaopiekować się przyjacielem. Policja już jedzie. Przyjacielem? Zaskoczona Nancy odwróciła się, lecz nie dostrzegła nikogo. Chwileczkę, przecież na ziemi ktoś leżał... Jeremy! Wyglądał jak martwy. Oniemiała, a kiedy tak stała i wpatrywała się w leżącego, ten poruszył się i jęknął. Podbiegła, upadła na kolana, ostrożnie położyła jego głowę na swoich udach, by było mu trochę wygodniej. - Jeremy, żyjesz! Odezwij się do mnie! Jesteś ranny? Trzymaj się, zaraz tu będzie policja. RS 53 Zamrugał powiekami, otworzył oczy i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w twarz Nancy, jakby jej nie poznawał. Wreszcie oprzytomniał i usiadł z trudem. - Jak ja się tu dostałem? - wymamrotał na poły do siebie, a potem chwycił Nancy za ramiona. - Mary! Gdzie jest Mary? Wskazała. Przyjaciółka siedziała oparta plecami o drzewo, patrząc prosto przed siebie szeroko otwartymi oczami, które wydawały się zupełnie puste. Jeremy spojrzał na Nancy, z wdzięcznością dotknął jej policzka, jakoś zdołał się podnieść, przeszedł parę kroków, upadł, doczołgał się do Mary, lecz ta ani na niego nie spojrzała, ani nie