mocno podło¿a, a maskujacy uniform wtapiał sie w mrok nocy.
Gałezie biły go po twarzy. Powietrze było wilgotne i geste, czuł zapach mokrej ziemi i czegos jeszcze: własnego strachu. Strachu, ¿e jednak mu sie nie uda. ¯e ona prze¿yje. ¯e w koncu to ona bedzie sie z niego smiała. Nie, nigdy. Nigdy, do cholery. Gdzies w pobli¿u rozległo sie pohukiwanie sowy. Na moment zagłuszyło bicie jego serca. Po chwili usłyszał samochód jadacy na niskim biegu i szum wielkiego silnika... na pewno nie mercedesa. Samochód zbli¿ał sie z drugiej strony. Zaschło mu w gardle. Spokojnie, pomyslał, wybiegajac z lasu na wyznaczony zakret na drodze. Miał nadzieje, ¿e cie¿arówka jest jeszcze daleko. Przeciał mokra jezdnie cicho i szybko jak komandos. Spojrzał na zegarek. Trzydziesci sekund. Cholerny samochód był coraz bli¿ej. Zacisnał zeby. We mgle miedzy drzewami dostrzegł migajace swiatła reflektorów. No, dalej, ty dziwko. Jeszcze troche. Dzwiek dobiegajacy z południa narastał; cie¿arówka - z tych mniejszych, sadzac po dzwieku silnika - nabierała predkosci. Cholera! Przykucnał na waskiej drodze, w połowie miedzy dwoma ostrymi zakretami. Wyte¿ył słuch. Z oddali dobiegł go pisk opon mercedesa na sliskim asfalcie. Pospiesz sie, poganiał go w duchu, mru¿ac oczy. Mo¿esz byc szybszy od tej cie¿arówki. Musisz byc szybszy. Samochód było teraz słychac znacznie bli¿ej. Dobrze. Znowu rzucił okiem na zegarek; na podswietlanej tarczy sekundnik odliczał uderzenia jego serca. Wszystko szło 4 zgodnie z planem, poza cie¿arówka. Jeszcze kilka sekund... oblizał wargi. W ciemnosci rozległ sie pisk hamulców. Za blisko. Cholera, za blisko. Odwrócił głowe na południe, w strone nadje¿d¿ajacego samochodu. Silnik zakrztusił sie nagle, kiedy kierowca wrzucił ni¿szy bieg. Słuchał, czujac napiecie całego ciała, wszystkich miesni. Nie mo¿e ryzykowac, nie mo¿e miec swiadka. Pot spływał mu zimna stru¿ka wzdłu¿ kregosłupa. Mo¿e sie wycofac. Jest jeszcze czas. Ale kiedy znowu nadarzy sie taka okazja? Sto patyków. A to tylko poczatek. Poza tym, zasłu¿yła sobie na to... okazja spadła mu jak z nieba. Głosny warkot silnika odbijał sie echem wsród debów i sekwoi. Pote¿na cie¿arówka zje¿d¿ała w dół stromej drogi. Z przeciwnej strony mercedes - jesli informacja była prawdziwa -wcia¿ wspinał sie pod góre. A kobieta za kierownica, nie miała pojecia, ¿e zaraz zginie. Jego oddech nagle stał sie płytki i urywany. Spokojnie. Potraktuj to jak jeszcze jedno cwiczenie-takie, jakich musiałes wykonac setki wiele lat temu w jednostce słu¿b specjalnych. Dasz sobie rade. Jeszcze tylko kilka sekund i bedziesz w domu, wolny. Serce biło mu szybko, jak perkusja, dłonie w ciasnych