- Chyba powinnismy ju¿ wracac - powiedziała,
dostrzegajac katem oka usmiech na jego twarzy. Cholera. Wiedział, ¿e na niego patrzyła. Czasami był taki arogancki. Dran. Ruszyła do furgonetki, w duchu nazywajac sie koronna idiotka. Co takiego było w tym me¿czyznie, ¿e ilekroc znalazł sie w pobli¿u, zaczynała 328 fantazjowac o kochaniu sie z nim - nawet kiedy próbowali rozwikłac tajemnice jej ¿ycia. Cholera. Cholera. Cholera. Usiadła jak najdalej od niego. - Musze sie zobaczyc z Paterno - powiedziała, kiedy ju¿ ruszył. - Obiecałam mu, ¿e przyjade zło¿yc oswiadczenie. Nick spojrzał na zegarek. - A mo¿e zrobilibysmy sobie jeszcze jeden przystanek? - Gdzie? Nick posłał jej ten swój usmiech niegrzecznego chłopca. - Ju¿ czas, ¿ebys wróciła na łono koscioła. - W jego oczach zapaliły sie złosliwe iskierki. Skrecił w strone centrum miasta, po czym zjechał w boczna ulice. Piec przecznic dalej zwolnił i wskazał nowoczesny budynek koscioła. - Oto królestwo Cherise i Donalda. Pomalowany na szaro kosciół, z wie¿a pokryta miedzia, był najokazalszym budynkiem w okolicy. Na fluorescencyjnej tablicy widniały godziny mszy i spotkan zaplanowanych na przyszły tydzien. Wielebny Donald Favier miał wygłosic kazanie na temat ceny grzechu. Pod ogłoszeniem zacytowano werset z Psalmów. Parking sprawiał wra¿enie nowego. Stało na nim kilka samochodów osobowych, du¿e, lsniace volvo i ciemny jeep. Nick zwolnił. Marla patrzyła przez okno na szerokie wejscie i podwójne, rzezbione odrzwia. - Wydaje mi sie, ze byłam tu ju¿ kiedys - powiedziała, chcac uchwycic mglisty cien jakiegos wspomnienia, który nagle pojawił sie w jej umysle. Zagryzła wargi, starajac sie rozproszyc mrok niepamieci. - Wejdzmy do srodka. Zobaczymy, co jest grane. - Nick wjechał na parking. Marla wyskoczyła z samochodu, zanim zda¿ył zamknac drzwiczki i schowac kluczyki do kieszeni. W miare jak zbli¿ali sie do budynku koscioła, Marla odczuwała coraz wieksza pewnosc, ¿e ju¿ była w tym miejscu, choc nie było to za dnia i nie spiewała tu hymnów ani nie słuchała kazan 329 wielebnego. Nie. Wizja, która pojawiła sie w jej umysle, była mglista i mroczna. Marla miała niejasne wra¿enie, ¿e wtedy przybyła tu, ¿eby sie z kims spotkac. Nick prawie deptał jej po pietach, wbiegła wiec po kilku szerokich stopniach. Nick pierwszy siegnał do klamki, chcac otworzyc przed nia drzwi. Były zamkniete na klucz. - Cholera - zaklał Nick. - Refren mojego ¿ycia - stwierdziła Marla, ale kiedy na nia spojrzał, tylko machneła reka. - Ostatnio dosc czesto zdarza mi sie trafiac na zamkniete drzwi. - Nie sadze, ¿eby Pan Bóg pracował tylko od dziewiatej do piatej -zauwa¿ył Nick. Odpowiedziało mu przejmujace spojrzenie Marli.