doprowadziła swych rodziców (przedstawicieli klasy średniej) do szału,
wychodząc za Micka Batesa, kelnera i muzyka od siedmiu boleści. Para wynajęła sobie mieszkanie z ogródkiem nieopodal Kilburn High Road. - Pokochasz Izabelę, zobaczysz - przekonywała Karolina Matthew ubiegłej nocy. - Mam nadzieję, że mnie polubi. - Czemu miałaby cię nie polubić? - Bo nie każdy jest do tego skłonny - zauważył delikatnie Matthew. - Izabela cię pokocha choćby za to, że mnie kochasz - odrzekła, całując go, żona. - Może nie lubi zamieszania. - Bardzo łatwo nawiązuje kontakty. - Może mi nie ufać. - Co za głupstwa gadasz! - zdenerwowała się Karolina. - Jak ktokolwiek mógłby ci nie ufać? Przyjazd nowych domowników ostatecznie rozluźnił nieco atmosferę. Matthew był akurat w kuchni, Karolina brała na górze kąpiel i tylko Chloe jako jedyna z sióstr rzuciła się na powitanie, kiedy frontowe drzwi się otworzyły. Przez pierwszych kilka minut, kiedy pies, dziewczynka i młoda kobieta wymieniali ekstatyczne uściski, Matthew przyglądał się im z boku, czując się jak intruz. Kahli pierwszy wytropił obcego, który zatrzymał się w pół drogi między kuchnią a drzwiami. Rozmerdany psi ogon natychmiast znieruchomiał. - No cześć - odezwał się łagodnie Matthew. Pies zbliżał się powoli, na sztywnych łapach. Matthew wyciągnął ostrożnie prawą dłoń. Kahli obwąchał mu palce i postąpił parę kroków naprzód. Matthew pogłaskał go po głowie i ogon znów zaczął się poruszać. 33 - Lubi cię - zauważyła Chloe. W jej głosie dźwięczało szczere zadowolenie, co bardzo ucieszyło Matthew. - I wzajemnie. - Gładził łagodnie jedwabiste uszy, wdychając z przyjemnością woń psa, ale zaraz przypomniał sobie o dobrych manierach. - Przepraszam - zwrócił się do Izabeli. - Zachowałem się jak niewychowany prostak. Jestem Matthew Gardner. - Izabela. Była wysoka i smukła, miała bladą cerę, orzechowe oczy i bardzo ciemne włosy, splecione w długi, gruby warkocz. Nosiła poncho w czerwono-czarne wzory narzucone na czerwony sweter z golfem i czarne proste spodnie. W oczach Matthew wyglądała na bardzo kosztowną gospodynię. - Miło mi panią poznać - powiedział. - Mnie także - odparła, taksując go wzrokiem. - Chociaż przyznaję, że jest pan dla mnie wielką niespodzianką. - Miała przyjemny, lekko śpiewny akcent. - To znaczy, oczywiście, małżeństwo Karo mocno mnie zaskoczyło. - Pierwszą sylabę imienia wymówiła przeciągle, dzięki czemu zabrzmiało jak włoskie słowo caro, czyli „kochanie". - Czy Kahli był grzeczny? - spytała Chloe, tuląc psa na podłodze. - Przegrzeczny! Gdzie twoje siostry? - Jeszcze śpią. A mama się kąpie.