formalnosci zwiazane ze smiercia Conrada Amhursta.
Zadzwonił do swojego adwokata, bardzo mu zale¿ało na poswiadczeniu autentycznosci testamentu. Ale to ju¿ bez znaczenia. Prawnicy to załatwia. - Chciałabym, ¿eby to wszystko sie ju¿ skonczyło. - Skonczy sie. Pewnego dnia. - Paterno spojrzał na nia z ukosa. -Chodziło tylko o pieniadze, rozumie pani. Cahillowie znalezli sie na skraju bankructwa, Alexander stracił wiele na giełdzie i innych inwestycjach, po cichu wypłacał te¿ wielkie kwoty wielebnemu Favier... - Wielebnemu Donaldowi - mrukneła Kylie pod nosem. - Tak, jemu, a tak¿e Montgomery'emu i Philowi Robertsonowi. Bardzo hojnie wspierał klinike i szpital. Jego jedyna szansa był spadek Marli. Kiedy jednak pani postanowiła zatrzymac dziecko, zrozumiał, ¿e grozi mu ruina. Nie mógł na 467 to pozwolic i kazał Monty'emu zabic „Marle”. Wiedział, ¿e mieli romans kilka lat temu i ¿e Marla go rzuciła. Nawet Monty sie na to nabrał. Nie miał pojecia, ¿e nie jest pani kobieta, która próbował zabic, a¿ do chwili, kiedy prawdziwa Marla weszła dzis rano do swojej sypialni. - Gdzie on teraz jest? - W szpitalu. Pod stra¿a Jego prawa reka nigdy ju¿ nie bedzie w pełni sprawna, ale to i tak bez znaczenia. Nie sadze, ¿eby kiedykolwiek wyszedł z wiezienia. Siostra z nim teraz siedzi. Jest w szoku, oczywiscie, ale modli sie za jego dusze. - Paterno usmiechnał sie krzywo. -Bedzie musiała odklepac wiele Zdrowas Mario i Ojcze Nasz, ¿eby wyprosic przebaczenie dla czarnej duszy swojego brata. - Chyba wyznawcy Koscioła Swietej Trójcy nie odmawiaja ró¿anca. - Powinni zaczac. My, katolicy, uwa¿amy, ¿e to działa. Wsiedli do windy i zjechali na parking. Paterno zaprowadził Kylie do policyjnej furgonetki. - Rozumie pani, to nie jest normalna procedura. - Ale pan te¿ nie jest policjantem, który zawsze postepuje zgodnie z procedura, prawda? - Racja. Kylie spojrzała przez okno do srodka i zobaczyła swoja przyrodnia siostre. - Rzeczywiscie jestescie do siebie bardzo podobne - zauwa¿ył Paterno. - Niestety. Marla, z której twarzy zniknał makija¿, patrzyła na Kylie, mru¿ac oczy w przera¿ajacej, zimnej furii. Gdyby spojrzenie mogło zabijac, Kylie natychmiast padłaby trupem. - Chce jej pani cos powiedziec? Kylie tylko potrzasneła głowa. 468 - Wszystko zostało ju¿ powiedziane - stwierdziła. Nie czuła ju¿ zazdrosci, tylko odraze i litosc. - Musze wracac na góre, do Nicka. - Myslałem, ¿e bedzie jej pani chciała powiedziec, co o niej mysli. - Pózniej. W sadzie.