Kręciła się co rano po jego domu, przygotowywała
śniadanie, słała łóżka, ubierała chłopców. Stojąc na progu domu sprawdzała, czy wzięli kanapki do szkoły, JEDNA DLA PIĘCIU 95 włożyli czapki i rękawiczki, zapięli kurtki. Każdemu miała coś ważnego do powiedzenia na pożegnanie. Małemu Jackowi życzyła szczęścia na klasówce z matematyki. Dawidowi przypominała, żeby dał nauczycielce jabłko, które dołożyła mu do drugiego śniadania. Darrenowi kazała nie zapomnieć o wypiciu mleka. Wyprawiwszy ich na autobus, zabierała Patryka i potężną, wypchaną torbę i ruszała do pracy. I wszystko to robiła ubrana jak na proszony podwieczorek. Kiedy znajdowała na to czas? O której by wstał, ona zawsze była już na nogach, ubrana i gotowa na przyjęcie kolejnego dnia. Umówili się, że niedzielę będzie miała wolną, ale pierwszą z nich spędziła porządkując szafy chłopców, drugą zaś naszywając łaty na ich dżinsy i budując z Patrykiem domki z klocków lego. Kiedy wszyscy leżeli już w łóżkach, Jack słyszał, jak pisze tę swoją śmieszną rubrykę. Miała czas na wszystko... oprócz niego. I w tym sęk. Nie wstydził się przyznać, że Malinda go pociąga, ale... miał dość rozumu, by wiedzieć, że to nie w porządku. Tak bardzo się różnili. Ona była diamentem, on bryłką węgla. Ona schludna aż do obsesji, on - no, cóż - bałaganiarz. On nosił sportowe bluzy i dżinsy, ona jedwab i koronki. On lubił zimne piwo i poniedziałkowe mecze, ona wolała wino i muzykę klasyczną. To wszystko powinno go zniechęcić. Niestety. Tym bardziej czuł się zaintrygowany. Podejrzewał także, że i on ją pociąga. Cholera, przecież mężczyzna wyczuwa pewne rzeczy. Kiedy jednak zbliżał się do niej, naprężała się jak struna. Wiedząc o tym, celowo wmanewrował ją w to sam na 96 JEDNA DLA PIĘCIU sam przy remoncie jej domu. Miał nadzieję, że przebywając z nim więcej, stopniowo, kroczek po kroczku, poczuje się swobodniej. Do pewnego momentu wszystko szło znakomicie. I nagle, kiedy już wydawało mu się, że zniknęły wszystkie bariery, Malinda znowu się wycofała. Dlaczego?, zastanawiał się patrząc na zaostrzony ołówek. Żadna odpowiedź nie przychodziła mu do głowy. Nawet nie bardzo go to zdziwiło. Tylko Malinda mogłaby odpowiedzieć na to pytanie, ale Jack nie był pewien, czy nawet ona zna odpowiedź. Od soboty unikał jej jak diabeł święconej wody. Częściowo ze złości, częściowo z zakłopotania. I częściowo z nadmiaru roboty. Spojrzał z niechęcią na rozrzucone na biurku papiery. Czyż miłość nie jest piekłem? Ołówek z trzaskiem złamał się w jego palcach. A to